Moje zegary mają duszę


art1_fot1Czasem żartuje, że była skazana na ten zawód, bo ma go w genach. Ale przecież nie każda córka zegarmistrza idzie w ślady ojca. Katarzyna Wierzbicka naprawia zegary i naprawdę kocha swoją pracę. Jej ojciec marzył o tym, by mieć syna. Los jednak zesłał mu córkę, ale za to obdarował ją prawdziwie męskim apetytem na życie.

– Zamiast bawić się lalkami, ganiałam po lasach, wspinałam się po drzewach i psociłam na potęgę – Katarzyna Wierzbicka z Warszawy ciepło uśmiecha się do swoich wspomnień. – Krótko mówiąc, zachowywałam się jak prawdziwy łobuziak. Mijały lata, a ja się nie zmieniałam. Moje koleżanki uczyły się gotowania i robienia na drutach, a ja razem z tatą grzebałam w silnikach motocykli. Przesiadywałam też w jego pracowni zegarmistrzowskiej. Obserwowałam, jak pochylony, z lupką przy oku. naprawia zegarki. Już wtedy mnie to fascynowało – uwielbiałam oglądać te wszystkie trybiki, blaszki, dźwigienki i śrubki.

 

Baba zegarmistrzem?

 

art1_fot2Po skończeniu podstawówki Kasia zdecydowała się na naukę w szkole, w której była jedną z niewielu dziewcząt.

– Uczyłam się zawodu złotnika jubilera – opowiada. -To piękny fach, ale po latach, gdy już przygotowywałam się do matury, zdałam sobie sprawę, że nie mam do niego serca. I właśnie wtedy, jak dawniej, zaczęłam odwiedzać tatę w jego zakładzie. Tata powierzał mi jakieś proste zadania – przykręcałam śrubki, umocowywałam sprężyny i nawet nie zauważyłam, kiedy wróciła fascynacja z dzieciństwa. Widząc zapał córki, ojciec pani Kasi bez wahania przyjął ją do siebie na praktykę. – Do dziś jest moim nie doścignionym mistrzem – przyznaje pani Katarzyna. – Szybko okazało się, że w renowacji miniaturowych mechanizmów nigdy nie będę tak dobra jak on. Zajęłam się więc dużymi zegarami i z naprawiania ich utrzymuję się już wiele lat. Jestem jedną z nielicznych kobiet, które to robią. Nie wiadomo nawet, jak mnie nazywać. Zegarmistrzynią? Nie wiem, czy istnieje takie słowo. Powiedzmy więc, że jestem po prostu kobietą zegarmistrzem.

 

 

 

 

 

art1_fot3Pani Kasia śmieje się, gdy przypomina sobie zdziwione miny klientów, którzy wchodzą do zakładu i proszą ją, by przyprowadziła zegarmistrza, bo chcą z nim porozmawiać. Gdy mówi, że to ona naprawia zegary, nie wierzą.

– Baba zegarmistrz? Ludziom to się nie mieści w głowach – śmieje się pani Katarzyna. – Ale gdy oddaję naprawiony zegar, w którym wszystko działa jak w… zegarku, przestają wątpić w moje umiejętności.

 

 

 

 

 

 

Chyba nie potrafiłabym już bez nich żyć

 

art1_fot4O zegarach może opowiadać bez końca: bardzo starych i nieco młodszych, ale zawsze zachwycających. Wierzy, że wszystkie mają duszę. -Już wiele razy przynoszono do mnie zegary, które stawały i psuły się dokładnie w chwili, gdy umierał ktoś, kto się nimi "opiekował" – mówi pani Kasia. – Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale na pewno to nie był zwykły przypadek. Kto wie, może są takie zegary, które odmierzają tylko nasz czas? Jak kiedyś ojciec ją, tak kilka lat temu ona zaraziła zegarmistrzowską pasją swojego męża. Długo pracowali razem, uczyli się nowych tajemnic zegarów i przywracali im świetność. – Niestety, na zegarmistrzostwie nie zbija się majątku, więc mąż niedawno rzucił ten zawód i zajął się biznesem – wzdycha z żalem pani Kasia. – Ale ja nie potrafiłabym już żyć bez moich zegarów. Moje życie naprawdę toczy się w rytmie zegarowego tykania.

 

 

KRZYSZTOF RAJCZYK
(Pani Domu, 7 kwietnia 1999 r.)